poniedziałek, 28 listopada 2011

Pierwsza czytanka

"Trzeba wykluczyć, że to nie stwardnienie rozsiane" - tak powiedziała lekarka. Tylko co to jest stwardnienie rozsiane? Miała być ręka, nadgarstek a nie stwardnienie rozsiane. Na początek definicja z głowy, czyli z niczego - straszna choroba, ludzie na wózkach, nieuleczalna, kalectwo. Nadgarstek zgnieciony miał być. I będzie. Na pewno. Jeden mój nauczyciel w podstawówce miał stwardnienie, ale nie miał wózka, kulał tylko. Dobrze, trzeba się odwołać do rzetelnych źródeł informacji. Wikipedia. Demielinizacja, kropki w głowie, uszkodzenie układu nerwowego. To musi być ten nadgarstek. Google...

* * * * *

I tak strona po stronie, wpis po wpisie coraz bardziej chciałem, żeby to był nadgarstek, pierdoła jakaś. Bo wszystko co przeczytałem wiało grozą. Nie wiedziałem jeszcze, że to, co znajdujemy na wierzchu SM'owego internetu, to głównie wpisy dwóch rodzajów. Jedne, to ślepo powielane encyklopedyczne definicje, które nijak się mają do konkretnych przypadków, bo tu każdy ma swoją wersję choroby. Drugie, to głosy tych najbardziej bezsilnych, najbardziej zmęczonych walką. Jedne, chłodno i bezlitośnie mówią, że SM to paskudna choroba, wobec której medycyna jest bezsilna. Drugie, utwierdzają w przekonaniu, że jest dużo gorzej. Tak się czułem, kiedy czytałem te wszystkie wpisy po raz pierwszy. Ale nie powiedziałem nic. Być obok Ciebie i dać Ci poczucie, że to naprawdę nic - tylko to miałem w głowie. To miało być nic, głupstwo, duperela. I milion razy Ci to powtórzyłem, wierząc najmocniej w to, co mówię. A Ty już wcześniej, jak ja, swoje znalazłaś w sieci i przeczytałaś. I z tym moim gadaniem i z Twoim milionem myśli, które ja wyparłem, bo pewnie tak mi było łatwiej zachować opanowanie poszliśmy na rezonans.

Brak komentarzy: